Jack & Elsa

Jack & Elsa
CZY DLA MIŁOŚCI SĄ W STANIE SIĘ POŚWIĘCIĆ ? CZY POTRAFIĄ KOCHAĆ ? CZY PRZETRWAJĄ ? MIŁOŚĆ ZWYCIĘŻY ŚMIERĆ ? UMRZEĆ ZA MIŁOŚĆ ?

Playlist

poniedziałek, 9 marca 2015

12. - Kolejne kłopoty, tym razem większe.

Dzisiaj rozdział 12. Mam nadzieję, że się wam spodoba. Przepraszam, że nie było mnie tak długo, ale mam mnóstwo nauki, po za tym mam rozwaloną nogę i mnóstwo problemów z tego powodu. Wybaczcie mi =).  Rozdział wydał mi się tandetny i pusty. Po prostu uważam, że mi się nie udał, ale brakuje mi ostatnio weny, mam mnóstwo zajęć i nie jestem w stanie nawet dobrze pomyśleć, przepraszam. Od razu mówię, że przez kolejne 2 rozdziały, Jack będzie przebywał w domu rodziny Elsy, ale następne będą z razu ciekawsze. Sprawa z wampirami będzie trwała jeszcze przez jakieś 10 - 12 rozdziałów. Kolejna notka pojawi się w piątek, sobotę, lub niedzielę. Zapraszam do czytania. =(



Zdziwienie sięgnęło zenitu. Elsa stojąca obok Jacka podeszła do Katherine bliżej. Wyglądały identycznie z małymi zmianami. Elsa - oczy niebieskie, włosy blond, a Katherine - oczy brąz, włosy brązowe. To była ta zmiana.
- D...Dlaczego wyglądamy identycznie ?
- To logiczne Elso, przecież jesteście rodziną. - Jack również podszedł.
- Noooo widzę, że znasz się na rzeczy. - Kath prychnęła z sarkazmem w stronę białowłosego.
- Co ty nie powiesz. - Jack również prychnął pod nosem.
- Może grzeczniej biały.
- Jak mnie nazwałaś ??
- Spoko, nie przyszłam tu po to, aby z wami dyskutować.
- To po co ty tu w ogóle przyszłaś ? Jakim cudem ty jeszcze żyjesz ? - North też miał zdziwienie wypisane na twarzy.
- Od początku może co ?
- Proszę, dawaj, czekamy na oświecenie. - Luke oparł się o kominek i wlepił w nią wzrok.
- Prawdziwy powód dla którego tu przyszłam polega na tym, że muszę was ostrzec.
- Ostrzec ? Przed czym ?
- Przed Klausem. - Z cienia wyszedł chłopak.
- Klausem ? Kto to Klaus ? I do diabła kim ty jesteś ? - Rozległ się piskliwy głos Ząbek.
- Elijah. Jestem Elijah. Jeden z pierwszych wampirów.
- Czytałam o tobie !! - Z gardła blondynki znów wyrwał się krzyk.
- Dziwne, abyś nie czytała.
- Powiecie nam w końcu kim jest Klaus ? - Jack zaczął się już niecierpliwić.
- To wasz najgorszy koszmar. - Kath nie zamierzała mówić w normalnym języku.
- Chodzi o to, że Klaus poluje na Elsę.
- Że co !!!! - Obaj bracia krzyknęli nie tylko ze zdziwienia, ale z przerażenia.
- Słyszeliście. - Elijah widząc zdziwienie, postanowił wszystko im wytłumaczyć. - Ok. Klaus to mój brat. Jest również jednym z pierwszych. Mimo tego, że jest wampirem pragnie większej władzy i w tym celu przemienił się w wilkołaka. Teraz jest mieszańcem, czyli pół wampirem pół wilkołakiem i pragnie stworzyć swoją własną armię mieszańców.
- No dobra, bardzo to wszystko ciekawe, ale co to ma wspólnego ze mną ?
- Too, że do tworzenia mieszańców potrzebuje krwi Petrovej. Ludzkiej krwi. Katherine jest wampirem, więc jej krew na nic mu się nie przyda, a biorąc pod uwagę to, że tak samo pochodzisz z rodu Petrovych i w dodatku jesteś sobowtórem Kath, poluje na ciebie.
- Ale na nic mu się nie przydam. Przecież umarłam prawda ? Za parę dni mam się stać strażniczką. To nie ma sensu ...
- To nieistotne. Nie ważne jest to, że umarłaś. Księżyc cię wskrzesił, a to znaczy, że wciąż jesteś człowiekiem, tylko nieśmiertelnym, niewiele jest takich rzeczy i mocy, które mogą zabić strażnika. Rzadko się to zdarza.
- Czyli, to oznacza, że mogę mieć dzieci ? Że moja krew jest taka sama jak wcześniej i wciąż mam DNA ?
- Oczywiście. Nie wiedziałaś ? Patrząc na potomstwo, jedyna rzecz, która jest tego niezadowoleniem, to to, że nie będzie ono żyło wiecznie.
-  To okropne ...
- Wracając, musimy ci uratować życie.
- Jak to " uratować " ?  On przecież potrzebuje jej krwi.
- Taaa, ale kiedyś w końcu zbierze armię i ją zabije, nie będzie się z nią użerał.
- Po moim trupie ! - Luke wstał gwałtownie i niechcący strącił wazon, który po zetknięciu się z lodowatą posadzką, rozleciał się na kawałki. - Sorry - Jęknął i wyszedł trzaskając drzwiami.
- Dobra to wszystko co chcieliśmy wam przekazać. - Katherine w końcu zabrała głos.
- Gdzie teraz pójdziecie ? - Elsa znów podeszła parę kroków bliżej.
- Nie mam jeszcze pojęcia, pewnie osadzimy się tymczasowo w Burgess. Będziemy mieć oko na Annę.
- On może ją skrzywdzić ???
- To możliwe.
- Musi ją ktoś pilnować !
- Właśnie dlatego zamieszkamy w Burgess.
- Wybacz, ale wciąż wam nie ufam.
- Serio ? Myślisz, że fatygowałam się tutaj, tylko po to by zrobić coś co nie byłoby godne zaufania ? Przecież Anka też jest moim potomkiem.
- To nie zmienia ani faktu, ani rzeczy. To tyle. - Elsa zaczęła kierować się w stronę drzwi.
- Świetnie, własna wnuczka.
- Ekstra, mam babcię, która wygląda jak ja. To niesamowite. - Zatrzymała się.
- Zostaniecie tutaj. - North wstał z fotela, który do tej pory zdążył już wrosnąć w ziemię.
- Nie możemy, to nie jest dobry pomysł.
- Jeśli to co mówicie jest prawdą, to będziemy potrzebowali waszej pomocy.
- W sumie racja. Tylko ja mam sztylet. - Elijah zwrócił się do Katherine.
- No prawda, ale niestety będziesz musiała mi Elso pożyczyć ciuchy i przestać się fochać.
- Zobaczy się.
- W takim razie ja pójdę ostrzec Ankę. Ktoś musi ją ostrzec. - Jack wlepił wzrok w Northa.
 - Dobra, ale uwiń się z tym szybko. - Zgodził się i usłyszał otwierane drzwi.
Elsa weszła do pokoju, rzuciła się na łóżko i kątem oka zobaczyła wchodzącego Jacka.
- Musisz iść ? Nie może zrobić tego ktoś inny ?
- Szybko mi pójdzie. Obiecuję.
- To wszystko jest dziwne.
- W jakim sensie ? - Jack położył się obok niej, ale zaraz wstał widząc rozdrażnienie na twarzy blondynki.
Elsa podeszła do okna i zaczęła się uparcie wpatrywać w śnieg.
- Po prostu, nie wierzę, trudno mi. Jeszcze parę dni temu ... ja nawet nie miałam pojęcia, że wampiry istnieją. Myślałam, że to mit, bajka.
- Wiesz, w Świętego Mikołaja to ja kiedyś też nie wierzyłem. - Jack zaśmiał się lekko.
- Wróć szybko i postaraj się wytłumaczyć wszystko Annie jak najlepiej.
- Taak, obiecuję.
Elsa wtuliła się w niego, upajając się jego bliskością. Tak bardzo chciała, aby to wszystko okazało się zwykłym snem, ale życie uparcie dawało jej w kość. Po prostu cudownie, ma babcię, która wygląda tak jak ona i która rzuciła na Klausa klątwę i właśnie przez nią ten popaprany mieszaniec jej szuka, chcąc ją zabić, no i jakby tego było mało brat, chłopaka, którego właśnie przytula, również jest jednym z krwiopijców. Wzięła głęboki wdech i odsuwając się od Jacka, musnęła jego wargi. To było tak jakby pożegnanie. Jack musiał ostrzec Annę i w ten sposób jej pilnować, a to z kolei znaczyło, że jednak nie będzie go przez dłuższy czas. Nie chciała by opuszczał ją na tak długo, ale wiedziała również, że nie chce by jej siostrze i bratu przydarzyło się coś złego. Parę minut później Jack był już w drodze do rodzinnego domu Elsy, a sama blondynka szukała jakiś ciuchów, bo Katherine narzekała, że te, które ma na sobie nie pasują już jej. Blondynka wciąż się do niej nie przekonała, ale postanowiła jej zaufać, są rodziną, więc mało prawdopodobne, by chciała jej zrobić krzywdę. Elijah wyjaśnił im w jaki sposób można zabić pierwszego.
Posiada on sztylet, który dopóki będzie tkwił w sercu pierwszego, zostaje martwy.
- Sztylet został już tylko jeden. Klaus zniszczył pozostałe, by nikt nie mógł mu przeszkodzić. - Elijah siedział na kanapie w salonie, wyjaśniając strażnikom, Elsie i Lukowi cały jego plan.
- Ok, ale w jaki sposób chcesz go zabić tym nożykiem ?? - Luke drwił sobie z " sztyletu ".
- Ehh, Elsa będzie przynętą.
- Że co ? I ja niby mam się na to zgodzić ?
- A chcesz przeżyć ? - Ciągnął dalej. - Klaus potrzebuje wampira, wilkołaka, Petrovej, by złamać klątwę, którą rzuciła na niego Kath. Będziemy go zwodzić, aż w końcu się poddamy, on musi mieć pewność, że Elsa nie żyje, wtedy będzie bezpieczna.
- I niby jak chcesz to zrobić geniuszu, bez robienia mi krzywdy ?
- Po prostu cię zabije. - Petrova podniosła się z fotela i spojrzała prosto w niebieskie oczy potomkini.
- C ... Co ? Zwariowałaś ? - Krzyk Elsy rozniosło echo po całym pomieszczeniu, w którym się znajdowali.
- Spokojnie przeżyjesz.
- Niby jak ?
- Zobaczysz jak. Nic się nie martw.
- Jakoś ci nie wierzę. - Luke wtrącił się do rozmowy, a jego słowom zawtórowali strażnicy, którzy bali się o dziewczynę w równie wielkim stopniu.
- Ey, wyluzuj, chyba nie myślisz, że pozwoliłabym mu ją skrzywdzić.
- Nie wiem, ty mi powiedz.
- Żadnych zasad. Nie pozwolę, w końcu po to tu jestem. - Odwróciła się i wyszła z pokoju, wcześniej nalewając sobie kieliszek wina, który stał na stole.
- To mi się nie podoba. - Wtrącił North.


Jack leciał niecałą godzinę, gdy dotarł do miasteczka, w którym spędził całe swoje życie. Doskonale pamiętał dom i numer, pod którym mieszkała blondynka.
Trochę się zmieszał, bo nie miał pojęcia od czego zacząć. Był przyzwyczajony do latania, więc często właził do Jamiego przez okno, ale tym razem chodzi o całą rodzinę.  Wylądował na ziemi, tuż przed drzwiami i bez wahania zadzwonił. Był gotowy na to, że drzwi otworzy mu ruda, ale pomylił się, gdy stanęła w nich brązowowłosa osoba, którą znał już od tylu dobrych lat i której nie widział, od czasu swojej śmierci. Usłyszał tylko szept, wydobywający się z jej ust.
- Jack ...




2 komentarze: